niedziela, 27 czerwca 2010

Miejsca, które zasłaniam włosami

Codziennie mijam szramy
na ścianie budynku - odkąd tu przyjechałam,
nie dostrzegam w niej najmniejszej
zmiany. 

Wlokąc Mariannę w składanym wózku
upychałam po kieszeniach
topniejący dobytek.

Fotografie w pożółkłej kopercie,
kosmyk jasnych włosów -
zasłaniają  drzwi, na których
brakuje tabliczki z moim imieniem.

Schody

Kobieta schodzi po wąskich schodach, bardzo ostrożnie
stawia stopy; to jeszcze ten, nie tamten świat,
w którym znaleziona na śmietniku torba grzebyków
nie będzie potrzebna jej łysej głowie.

sobota, 26 czerwca 2010

Wiersz

Podoba mi się tytuł -
w połowie, zwłaszcza w czwartej linijce,
będzie o chmurach przypominających pastylki do ssania.
Może ostatnia strofa zaskoczy, zanim mysz z piskiem
odggryzie się klawiaturze.

Ego-demolka; jesteś ode mnie mocniejsza,
gdy śpisz.

Spieprzaj, nie boję się, mam gdzieś kontrolny
obraz. Tylko siadając na krześle
zginam kolana.

Szczerze?  Drzewa, duże i małe rosną w lesie.
Podoba mi się

piątek, 25 czerwca 2010

Jestem

Kiedyś siedziałam w próbówce. Dźwięki muzyki
mieszały się z głosem cytującym Evangelium Vitae.

 Zapachniało truskawką, więc za chwilę znikną igły -
 wyjdę z igloo, nie przestraszę się
 bajek.

Oj-czy-zna (Zielona Gęś ma zaszczyt)

Istotny smak, data i miejsce zachodzenia -
w jakim mieście siądziesz na ławce
i kim jest facet, który pragnie
truć.

Aż po grób - morzem zdążą
przyjaciele, pokocha wróg?

Mam dwie ojczyzny, wybieram, która
jest mniej toksyczną mamką.

 [musimy złupić coś z ukrycia

  nie do jedzenia, ale do picia.
  a tymczasem siadasz na trawce
  i jest - facet, który pragnie tylko mła.
  nowe pozycje, i że mła nie odpuści
  aż po grób - więc śłub. i  buzia w ciup.

  złupimy coś po śmierci.]

Madame Olu, kurtynaaaaa!

czwartek, 24 czerwca 2010

Tajemnica


Córkę, znudzoną swoim szesnastoletnim
życiem, uczę fioletem rozwalać chmury.
Opowiadam jak zrobić dziurę w zachmurzonym niebie;
kiedyś od kahuna dowiem się więcej
i wyślę słońce.

Zbudujemy kanu, odpłyniemy -
wszystko, co widzimy to przedmioty dotyku.  
Dotykają nie nas, tylko naszej skóry.

http://www.youtube.com/watch?v=1Wf9UnzxEOs&feature=player_embedded

środa, 23 czerwca 2010

Wiązka światła

Czuję się niezręcznie patrząc w oczy
fotografowi. To tak, jakby umówić się
z nieznajomym -

"Przekręć, nie porusz
szyszynką; upadek Atlantydy zmienił
rzeczywistość".

Zostało dłuto wetknięte między krzesłami,
morze oswojone z pajęczyną alg. Seria błysków
flesza, bez retuszu
gęsia skórka. Na ścianach portrety;
wszyscy tu opawiadają o sobie.

Czekam w kolejce, czuję się niezręcznie.
Siedząc na lodzie powtarzam
nie łam się.

wtorek, 22 czerwca 2010

Miejsce

Znowu zmieniam nazwę ulicy, grzęznę
w kwestionariuszu, gdzie więcej rubryk niż łupin
cebuli.
Tylko Marii pomogła modlitwa od kiedy przestała
być dziewicą.

Zawsze chciałam być chłopcem,
w ten lub inny sposób pedałować -
olśniona łańcuchem
roweru: jego kołami, dzwonkiem.

Córka akwarelą opowiada świat, statki płyną
po wodnistym niebie - może
niepotrzebnie bałam się
rodzić w obcym kraju,

w miasteczku, w którym
dwoje nie potrafiło od siebie odejść
zbyt daleko.

sobota, 12 czerwca 2010

"Teatr sztuki"

Jeśli to wiosna, to ma przed sobą dużo wody
deszczowej i widok
na tabliczkę z nazwą ulicy "Estragon".

Czy on jeszcze na drodze czeka?
Musi coś zrobić zamiast tu siedzieć,
przyrastając do miejsca.
W myślach plączą się sznurki spadochronu,
skoczyć? Ale jak podnieść nogę, kopnąć.
To co, że nie jest chora. Znajdzie wyjście, manipulowanie
w zamku zawsze kosztuje.

Dzień, dwa? W końcu opuści dom, wypłynie zza mebli,
może nawet dotknie krawędzi chodnika.
Pozostawi klawiaturę i zwariowane głosy,
które za plecami zwijają się w rulonik i krzyczą:
La tranche de vie!

Pani Dalloway

Kochankowie postąpili ze mną dobrze, ale
co drugi cierpiał na batrachofobię. Zgasło światło,
barman miesza trunki, myśli - może się kiedyś dowiem
całej historii? Clarissa, to moje imię.

Mam wrażenie, że niedługo utonę.
Gdybym siebie lepiej znała, mogłabym sobie pomóc;
wyjąć gwoździe z brzucha
jak butelkę sherry z kredensu.

Przestałam wierzyć w terapeutów
i króliczą łapkę. Za chwilę wstanie słońce,
barman  przestanie mieszać trunki - 
może się kiedyś dowie?

Afazja

W kominku podpalasz drwa kartkami
z "Idioty "; popieleją jak włosy czarownicy,
szybciej niż kości
w krematorium.

Przez zatrzaśnięte okno słychać
tokujące ptaki.
Od ciebie wynajęłam dwa pokoje -
krążą gawrony, podobno kojarzą się w pary,
w których pozostają  do końca życia.

Obok

Sprawy między nami

Odwracasz głowę, nie wierzysz, nie pytasz,
a był listonosz, pukał.
To niebezpieczne zaufać kopertom

jak prognozie pogody. Dziś będzie nie o tobie,
nie o twoich czułych rękach, więcej  o tych, którzy
próbują nam wmówić,

że wygraliśmy wycieczkę do Disneylandu,
więc możemy uściskać Mickey i Pluto.
Nie jesteś szczęśliwy
a przecież tylko z tobą

chcę w łóżku pić wino, palić
kadzidło. Rozmawiać.


Wszystko na swoim miejscu

Kobieta wychylająca się z sąsiedniego balkonu
już nie krwawi. Czar jej kruczoczarnych włosów prysł.
Przy dobrym oświetleniu mogę zauważyć, 
że połyka lśniące tabletki. Potem nie wpada ani do mnie,
ani w depresję.

Wyplątuję ze skorupki żółtko, leniwie rozlewa się,
parzy.  Dwa ataki  serca i żyję,  a i ona nie oszalała,
nie zabiła - na sznurach do bielizny coś wiesza,
pielęgnuje.


Potop

Ten dzień zbiegł się z porą deszczową. Wszędzie woda,
nawet pod skórą;. plastry i plastry,
których nie potrafię zerwać.

Na siedzeniu krzesła, w kuchni,
niebezpiecznie widoczne  mokradło.

Zostanę; idiotyczne szukać kogoś, kto właśnie wyszedł,
spluwając przez lewe ramię,
na stałe.


Diagnoza

Imię, nazwisko. Poza tym wszystko inne
w tabletkach. Słucham monologu,
który dla ciebie (nie żartuję) otwiera  szuflady
kredensu. Tam kurz, kłębek  nici,
mur.

Ciebie nie ma. Wyniosłam śmieci,  zakopałam
wszystkie noże. Śnieżyca, już trzeci dzień biało.


Za długo

Minie kilka dni i zamknie okno, nie będzie śpiewać - dość
kadencji w utworach koncertowych. Można milczeć
w bramie, w łóżku. Zmienić fryzurę  albo przystanek.

- Niech ją pobłogosławi samochód,
zachlapie poły płaszcza, resztę ocali.

Zza zasłony

Muszę się śpieszyć, we wszystkich słowach
wysokie napięcie. Linie elektryczne ukryte pod ziemią,

więc tu mieszkam i się modlę. W brzuchu garstka ryżu,
wieczorem maluję na zielono skrzydła chrabąszczów.
To mnie brak odwagi.

Wyrwać się - nie pamiętać o kimś, kogo nie ma.
Poczekaj, zmieni się miejsce ziemskich biegunów.
Pod łóżkiem pękną żyły
wodne

- zanim zdążę.

Dekoder

Para ptaków zostawiła na szybie runiczne
znaki; spotkały się z innych powodów niż my

udający, że nie pójdziemy do łóżka
ani po bułki albo gdziekolwiek, by przestać
kłamać.

W małym pokoju jak na dnie morza
dusimy się. Wymyślamy epilog  historii

nic sobie nie robiąc z ptaków, które
zwoływały się na budowę gniazda.

piątek, 11 czerwca 2010

Plaża

Kilka lat z zaklinaczem węży: torsje i zabłocone spodnie,
całe to wsiemstwo,
którego nie można było ochronić, wyrzucić -
minęło.

Już nie miałeś nade mną władzy, mogłam pójść
na plażę i w słońcu rozpuścić włosy, oglądać swoje ciało
przeciskające się przez cienie.

Zamknęłam drzwi, chciałam przeżyć albo wrócić
do raju. Przestałam nasłuchiwać kroków, gdy jesienią
popsuły się drzewa.

czwartek, 10 czerwca 2010

Obrazki z duńskiej wystawy

Rodzina Jensenów

Świąteczne prezenty kupili  pół roku temu, na wyprzedaży.
Wkrótce pan Jensen wykręci żarówki, trzeba oszczędzać- trudno,
przed drzwiami nie wszystkim skrzatom będą się świecić oczy.

Gęś, import z Francji, najtańsza; ostatecznie, nikt nie musi
z nią gadać! Pani Jensen na liście zaznaczyła - oprócz białych
skarpetek,  nasiona frezji.  Mąż - slipy bokserki,  niezbędny tytoń
i chodaki.

Ileż się nabiegała, przecież to nie sezon! Listy życzeń córki
nie czytali, nieważne, jak co roku dostanie w kopercie
korony. Przy stole nie będą  długo siedzieli - dwie godziny,
wystarczy.

Panienka Jensen

ostatecznie, może być samotną matką i żyć jak człowiek.
Opiekunka z gminy kupi dziecięcy wózek, na pampersy z zasiłku
musi jakoś wykręcić.

Do diabła, nie jej wina, że nikt w rodzinie niczego nie umiał załatwić.
Chciała być modelką, ale z takim nazwiskiem?! Dokładnie sprawdzi
z kim wypije piwo i  na śniadanie kawę.

Na pierwszej randce powie: "możemy mieszkać razem,  tylko
spiszemy kontrakt: przez dwa lata
wyjazd na wakacje do Tajlandii,  łóżko i garnki".
Zorentuje się,  ile facetowi zostaje po potrąceniu podatku.

Niewiele, tylko żeby z nią był, kiedy pójdzie rodzić i dał nazwisko -
państwo zapłaci alimenty. Do wszystkiego można się przyzwyczaić;
też nie poznała ojca. Wpadali jacyś faceci,
z tym, który pokazał jej Tivoli Varieté  straciła cnotę.

Zwyczajnie, były frytki i oranżada, żadnych trudnych słów.
Odchowa  albo zawiezie do matki. Ucieszy się,
może wnuk odwiedzi ją kiedyś
w domu starców?

Pani Jensen,  moja sąsiadka,

nosi na twarzy uśmiech, "crazy glue".
Gdy się spotykamy zawsze pyta jak mi się tu żyje--
"Ja bym chyba zwariowała!",  kiwa głową i dodaje,
że w tym roku też będzie miała piękny ogród.

Wszystko planuje: kwiaty, śnieg i zawsze o tej samej porze,
w soboty,  myje okna - czeka na cud.

Pan Jensen, bardzo

lubi przyrodę, dobre jedzenie. Sprawdza datę ważności,
i czy produkt nie pochodzi z innego kraju. Kocha ojczyznę,
oraz wszystkie swoje dzieci. Co trzy miesiące dostaje korony
od "Schlutera", wierzy w Królową.  Co kwartał sprawdza
notowania "A.P. Moller-Maersk Gruppen".

Nie zdradza żony, bo nie ma energi, żeby czwarty raz się sądzić
o dom i samochód. Jest tolerancyny; cudzoziemiec powinien mieć
dobre życie, byle nie mieszkał w pobliżu.

Pan Jensen nie jest gwałtowny. Tylko w piątek strzela z wiatrówki
w krystalicznie czyste powietrze. W sobotę, po sześciu piwach, może zapłakać
albo komuś wpierdolić.

niedziela, 6 czerwca 2010

Porządki

Zbieram się, każdego dnia
pakuję pudła i wyrzucam gadżety - łodygi, sznurki,
muszle oddaję morzu, reszta na wiatr.

Nasza podróż poślubna się nie odbyła, chociaż
na mapie pokazaleś mi duńskie wyspy,
erogenne strefy i pełnię księżyca.

Ile minęło czasu, od kiedy wypowiedziałeś wojnę
dziewięciu grzechom cudzym,
mówiąc, że w każdej minucie tracimy
sześciesiąt sekund światła?

Kiedy wreszcie zrobimy sobie
wakacje, będziemy zmieniać wyspę  na wyspę,
oślepieni blaskiem słońca zamkniemy oczy –
zbyt długo karmiliśmy się
umownymi znakami, nikt nie dojrzał,
że Bóg kąpie się w morzu.

sobota, 5 czerwca 2010

Złudzenie

Ile mogę zmienić wyzbywajac się
iluzji -
z zimną krwią dotykać opakowania rozmrażających się ryb,
skoro pamięć wie,
że adrenalina wodzi sny na pokuszenie?

Jak w letargu,
po trosze nieostrym, tu i tam przesadnie bliskim;
jestem Julią, znikam gdy grzebieniem
rozczesują mi włosy.

Zadzwoń do mnie,  wysłuchasz,  co każdy wie
o wszystkich szwindlach, dzięki którym daje się wygrać.

Nie każde drzwi można otworzyć
z zasuwy, ale nawet przez zamknięte
widzę słowa
uschychające w winnicy.

piątek, 4 czerwca 2010

Delikatnie

weź mnie na ręce i zanieś
na miejsce, gdzie słońce tańczy
pomiędzy pniami
brzóz - spójrz, na starość
mniej wkurza mnie
życie.

Nie muszę być lepsza
albo gorsza; każdego ciągnie
na stare śmieci,
próbuje zajść tam, gdzie już nic
nie zarygluje drogi, nikt
nie rzuci kamieniem, żeby się nie bać
nocy
i mroku.


wtorek, 1 czerwca 2010

Poszła Mandolinka do -

etam,
znowu o wzgórkach
łonowych, o penisach,

i ruchaniu. A może tak zwyczajnie, po prostu
można ucieszyć się
życiem?

Flesz

Wykłócałam się, że to nie zapalenie opon, więc mama
kazała mi położyć brodę na klatce
piersiowej; chciała się upewnić
i nie powinnam się bać - to tylko
polio.

Ni stąd ni z owąd - hej, dziewczyno spójrz
nauka chodzenia nie idzie w las.
Nie chwiej się:  idź, zawsze idź, aż do słońca -
zdaj egazamin
z logiki u docenta,
który stwierdził, że kobiety nie myślą,
nawet jeśli cały świat pięknieje
pod śniegiem jak z bajki
kalekiej.