niedziela, 28 marca 2010

Późno

Każdego dnia tłoczno przed głównym wejściem do zamków
z piasku. Jak uchodźcy pchamy przed sobą wózki
zawalone rekrospekcją, chociaż
system zagwarantował

nam godziwe życie - za płacone podatki, nikt się nie uwolni
od skalpela. Młode żony szczebioczą i starannie się malują.
Brzydkie chcą być zauważone, więc wymyślają demo
gwałtu.

Nieporozumienia leżą w niuansach; mężczyzna lubi być
lizany przez kobiety po krzaczaste jądra, skaliste wzgórza,
gdy one dochodzą wyboistą scieżką pomiędzy ciałem
a miękkim mchem.

Nie słuchamy siebie, wszystko zostało ustalone
programami, które nie zbliżą nas do początku
miłości. Wrzucamy w wodę dwa kamienie wierząc,
że morze zawsze będzie szumieć tak samo.

piątek, 26 marca 2010

Krótka przechadzka

Zwykłe historie można opowiadać
od końca; umarła i nie musiała
sobie niczego przypominać.

[jak św. Franciszek z Asyżu
oddaliła się od uciech i swawoli,
więc kto bez pamięci umaluje usta
i pięknie się wystroi?]

Ostatniego lata mijałyśmy kwaciarnię
z banalnie pachnącymi kwiatami. Rozmawiała
ze swoimi rękoma. Mówiłam jej, że spacerujemy
po Nowym Świecie, ale zapomniała co to znaczy.

Po

Otworzyć żyły? Przecież od lat
nie krwawię.
Mam niepodzielne komórki szuflady
i notesy. Coraz więcej zachodu
ze słońcem, rodzeniem, połyskiwaniem. Dopada mnie
negligible senescence. Wyrosły drzewa,
dzieci, i pies w mieszkaniu na półpiętrze.
Powoli, bardzo powoli opadły
winne jabłka.

wtorek, 16 marca 2010

Zamknięte drzwi

Jako dziecko
wrzucałam do zlewu
ogryzki - bili mnie
na kwaśne jabłko.

Przestałam
lubić swoją twarz, paznokcie
i nogi.

Tylko woda miała cierpliwość, wystarczyło odkręcić
kran i powtarzać:

"Wybaczam wszystkim, którzy odrzucili moją miłość
i tym, którzy straszyli mnie miłością -
wybaczam wszystkim, którzy okłamywali mnie,
powołując się na miłość".

Nigdy nie jest za późno przestać się bać
zachodów słońca i uwierzyć
w prozę papieru.

niedziela, 7 marca 2010

Nazaret

Moja cipka
jest czysta i złożona między nogami.
Sutki lśnią jak buty wypastowane na święta.

Miłość wymaga bliskości, ale nie wszystko
można opowiedzieć księdzu ani wpieprzyć
na portal.

Siedzę na skraju
materaca, a mój szósty palec pokazuje
czułe miejce.

Pod sukienką ciało,
niby roztopione opiłki żelaza -
robi się trudniej, więc zasypiam jak dziecko
z lekko otwartymi ustami.

Śnię o dzikiej róży na prześcieradle,
pociętym ostrzem
brzytwy.

Lament

Musimy się pożegnać, jestem zmęczona
lizakiem z automatu i wycieczkami po necie, trzeba iść
nad morze . Czy jest coś bardziej
niemego od skutego lodem fiordu?

W otchłani walizki niebieskoczarny język
małej apokalipsy, ślad spotkania w cyrku. Okrągłość
jest tylko w łańcuchach pereł - zostały starocie
na obraz i podobieństwo legendy, która w ciemności
grzmi prawdziwie.

Wiatr unosi ptaki oskubane z powietrza;
wśród podrzutków przetrwają silniejsze.

piątek, 5 marca 2010

Gościna




Kobieta, która mieszkała w piwnicy miała twarz podobną do wiśni.
Zaprosiła mnie do stołu, usiadła obok mnie i rękawem wskazała
na kubek - "dom bez klucza nie jest bezpieczny", powiedziała
mroźnym głosem. Jej usta ułożyły się w serce, jak u lalki,
do której moja młodsza siostra była bardzo przywiązana. Spójrz,
ciągnęła dalej: "lepsze to niż ulica, bo tam nie ma ścian".
Nagle zakrztusiła się łykiem kawy i kasłała, jakby chciała wypluć
pestkę.

Prosiła, żebym kiedyś wpadła - pokaże mi kilka slajdów,
zanim odpłynie morze, wyśni wygodniejsze krzesło.

Ziemia

Uspokajam; niedługo przyjdzie wiosna i nas zbawi -
oboje żyjemy z dala od ludzi, którzy w piwnicy
ostrzą siekiery. Mówię mu, że od jutra zaczniemy się śmiać;
niebo nie spadnie pomiędzy mocne pnie drzew, chociaż bliscy
zmarli przygotowli dla nas polanę. Zaczekamy.

Spadanie

Wiśnie rozmrażają się z trzaskiem łamanych w ogrodzie
gałęzi. Flaczeją jak twoja twarz, którą chronisz przed słońcem
słomianym kapeluszem. Niezdarnie dotykasz szypułek poranionym
kciukiem; schowali go w łupce
koloru nieba. Boli, więc zanim wstaniesz, inne palce zaczną się
do siebie łasić, masturbować. Roztargniony zerkniesz w okno,
ale nikt cię nie ropozna przytulonego
do szyby w tramwaju, którym przejedziesz
kilka przystanków od sadu
do sadu. Zdziwiony zakrwawionym mankietem koszuli Freuda,
zapytasz dlaczego niczego więcej nie możesz
sobie przypomnieć, oprócz śmiechu tamtej dziewczyny.
W snach z rozwianymi włosami wspinała się na drzewo.

czwartek, 4 marca 2010

Ludzie, rzeczy i most

Azyna opowiadała mi o swoim śnie. Kiedy zamknęła oczy,
wzgórza były pełne koni, i mnóstwo zapalonych świec;
chciała, żeby zanikający świat
wyglądał pięknie. Mówiła, że trzeba odejść i
nie wyć w obecności nieznajomych. Zeskrobać jasny metal,
emaliowaną powłokę z morskich fal.
Ominąć barokowy tłum, strząsnąć z ryby pył - pozostanie
jeszcze wiele do powiedzenia. Pamiętaj, tylko ty potrafisz
mnie znaleźć.


wiersz dedykuję Aleksandrze Zbierskiej