Dzwonisz, żeby opowiedzieć jak trudno
rzucić palenie. I że umarła matka, już nie zrobi awantury
ani kanapek. Z pomidorem
i szynką. Nigdy wcześniej nie widziałam tak cienkich plasterków.
Perfekcyjnie pokrojonych, jak lubisz. Pada deszcz. Wywołujesz,
niby duchy, nieznośne wspomnienia o kobiecie, która budowała mur
między nami. Z uśmiechem zażenowanej pensjonarki uwodziła,
gdy ululalny jadłeś
z jej ręki.
Pogrzeb był piękny. Nie byłam, szkoda. Miałeś we mnie wierną
słuchaczkę. Wśród migocących świateł Żoliborza wypatrywałam
marnotrawnego syna wracającego do domu. Najbardziej było żal
siebie. Coraz tkliwiej pielęgnując ułudę
z lustra patrzyła na mnie wyrozumiała, dobra
żona. Bez względu na samotność chciałam cię mieć
w eterze. Ukarać, zagłuszając pustkę
i obumarłą namiętność.
Zanim mnie porzuciłeś, odeszłam. Mimo nowych żon,
kochanek, zostałeś z matką. Masz miejsce obok niej,
w rodzinnym grobie.
Bardzo ciekawe obraz międzyludzkich relacji maluje Pani swoim piórem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło